Forum WSR Du Weldenvarden (Fuksja) Strona Główna WSR Du Weldenvarden (Fuksja)
Wirtualna Stajnia Rysunkowa
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Praca naturalna - Friendly Game, odczulanie

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum WSR Du Weldenvarden (Fuksja) Strona Główna -> Archwiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Malwa
Właścicielka Stajni
Właścicielka Stajni



Dołączył: 10 Sie 2007
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 15:16, 22 Maj 2008    Temat postu: Praca naturalna - Friendly Game, odczulanie

Skończyłam czyścić Bakalię (dla samego masażu, bo i tak się wybrudzi przy zabawach) i wzięłam kopystkę. Schyliłam się i pogłaskałam ją po nodze. Zaczęłam ją delikatnie podnosić. Wyrwała mi ją. Wstałam, odwróciłam sie i chwilę poczekałam. Dziwne, że raz mi daje bez szemrania, a czasem są takie cyrki jak teraz. Potem znów zaczęłam się schylać. Odruchowo cofnęła kończynę, ale tylko ją pogłaskałam, więc kopytko wróciło na miejsce. Siedziałam tak na ziemi i czekałam. Po chwili zaczęłam wolniutko podnosić jej nogę znów. Tym razem mi pozwoliła - mówiłam do niej spokojnym, uspokajającym głosem. Potrzymałam chwilkę nogę i spojrzałam na kopytko - czyste, więc nie będę jej stresować machaniem w nim kopystką. Popatrzyłam tez na pozostałe trzy nogi, choć z tylnymi musiałam się ponownie wykazać spokojem i cierpliwością. W końcu, po przeglądzie kopyt, włożyłam jej [link widoczny dla zalogowanych] i umocowałam do pętelki cztero metrową linkę. Zostawiłam karabińczyk tylko przy kantarku, z drugiej strony go odpięłam - nie będzie mi potrzebny.

Wyprowadziłam klaczkę na korytarz i położyłam rękę na jej zadzie. Stopniowo napierałam coraz mocniej. Ruszyła stepem w stronę otwartych drzwi stajni. Szła sama, nie kierowałam nią. Wyszłyśmy na dziedziniec i tam musiałam nakierować ją w stronę round-penu. Przy jednym ze słupków Moai czyściła Bellę.
- Zamierzasz uczyć Bakalię życia? - zapytała z uśmiechem.
- Tak, dziś będzie Friendly - trzymaj za nas kciuki.
Na chwilę zatrzymałam się, by pogadać z Młojem, ale Bakalia szła dalej. Co chwila na nią zerkałam, ale nie bałam się zbytnio - jest spokojna, a lina długa.
Zamieniłam z Moai dwa słowa i wróciłam do Bakalii, która przystanęła i jadła trawę rosnącą na skwerku. Klepnęłam ją po łopatce i poszła za mną.
Na round-penie było już sporo rzeczy, które wcześniej przygotowałam. Na płotku obok leżał carrot stick (specjalnie go tam zostawiłam). Wzięłam go i wprowadziłam klaczkę na padoczek.
Odpięłam linę od jej kantarka i położyłam na ziemi. Wzięłam folię (Bakalia słysząc szelest odeszła parę kroków w tył) i położyłam na ziemi, mniej-więcej na środku round-penu.

Stanęłam przy przeciwległej do klaczy krawędzi folii i, trzymając sticka, przykucnęłam. Machałam od niechcenia marchwiakiem i nie patrzyłam jej w oczy.
Powoli zaczęła podchodzić do straszaka-folii. Wtedy ja powoli się podniosłam. Klacz zbliżyła pysk do folii.

Zaczęłam przemawiać spokojnym głosem. W końcu postawiła kopyta na tym-strasznym-obiekcie i odskoczyła, słysząc szelest. Jednak strach był słabszy niż ciekawość. Wróciła i weszła na folię. Teraz, kiedy dźwięk ponownie dał się słyszeć, nie uciekła. Błyskawicznie pogłaskałam ją końcówką carrot sticka.
- Dobrze! - pochwaliłam ją głosem i podeszłam do niej (dokoła folii, nie po niej). Podrapałam ją za uszami i podniosłam już-nie-tak-straszny przedmiot z ziemi. Klacz schyliła uszy, ale nie uciekła. Odłożyłam folię - z nią na dziś koniec.

Kiedy wracałam do Bakalii, ze stajni wyszła NMP, prowadząc Tefu, Magnum i Trę. Ma talent do panowania nad trzema (albo i pięcioma) końmi na raz.
- Męczysz biednego konika? - Spytała żartobliwie.
- Oj, robi postępy - nie dość, że nie boi się już tak szelestów, to na dodatek dała mi dziś nogi.
- Często to robi - odparła.
- Ale miewa humory.
- Tu się zgodzę - powiedziała i oddaliła się w stronę pastwisk.

Wróciłam do pracy nad Bakalią. Dopięłam [link widoczny dla zalogowanych] (tym razem ta długą, którą zostawiłam na round-penie - 13,7 metra). Napierając na jej pierś, "przestawiłam" aż do ogrodzenia. Sama odeszłam od niej na niemal całą długość liny, ale tak, by nie była napięta. Stałam więc około 3 metry od ogrodzenia. Bakali patrzyła na mnie, zabawnie przekręcając głowę. Zachęciłam ją, by podeszła. Zaczęła kłusikiem zbliżać się do mnie. Kiedy dzielił mnie od niej metr, stanowczym ruchem ręki (dłoń ze złączonymi palcami) przykazałam jej się zatrzymać. O dziwo, zrobiła to! Po chwili sama do niej podeszłam i zwinęłam linę (został ok. metr). Pogłaskałam ją po chrapkach i przytuliłam. Potem poklepałam po łopatkach i bokach. Nawet po zadzie pozwoliła się pogłaskać. Jednak kiedy chciałam dotknąć jej tylnej nogi, stanowczo tupnęła. Uspokoiłam ją głosem i spróbowałam pogłaskać. Pozwoliła mi. Z przednimi nogami nie było problemów. Kiedy próbowałam z brzuchem, zaczęła nerwowo podreptywać w miejscu i kulić uszy. Znów fazy: uspokajanie-chwila przerwy-ponowna próba i znów niepozytywny rezultat. Pogłaskałam ją po szyi i już trzeci raz zabrałam się za brzuch. Pozwoliła, choć nadal nie była zbyt zadowolona. Dałam spokój. Odeszłam na metr i przywołałam ją głosem:
- No, Bakal, chodź...
Do tego dodałam gesty i poskutkowało. Podeszła, a ja objęłam ja po raz kolejny za szyję, delikatnie i głaszcząc ją. Potem usiadłam na piachu (specjalnie do tego celu włożyłam mocno już brudne spodnie i bluzkę). Klacz patrzyła na mnie z góry. Klepnęłam ją po zadzie i przejechałam dłonią od niego do kopyta tylnej nogi. Potem częściowo się położyłam (metr od niej) i czekałam. W końcu, po jakiś 5 minutach oczekiwań, ona też się położyła. Poleżałam jeszcze chwilę na miejscu, potem przybliżyłam się i podrapałam ją za uchem. Marzyły mi się już zabawy z przestawianiem jej nóg, ale wiedziałam, że na to jeszcze z wcześnie. Chwilę tak sobie byłyśmy na tym piachu, aż w końcu podniosłam się. Klacz zrobiła to samo. Podeszłam bliziutko i objęłam ją w popręgu - taki wstęp do zajeżdżania. Obróciła tylko głowę i nic więcej.

Uznając, że dużo już zrobiłyśmy, wzięłam linę i poprowadziłam ją dziedzińcem do stajni. Tam zostawiłam je kantarek i wyszłyśmy z powrotem na dwór. Wyprowadziłam ją na pastwisko, do Tefu, Try i Magi. Natychmiast do nich pogalopowała i kiedy tam dotarła, wytarzała się Rolleyes (1)

"Ot, taki konik"


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Malwa dnia Czw 23:16, 22 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum WSR Du Weldenvarden (Fuksja) Strona Główna -> Archwiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin